Muszyna to miasteczko o długiej i bardzo bogatej historii. Górują nad nią ruiny zamku starostów, którzy zarządzali włościami w imieniu biskupów krakowskich. Jak niemal każda miejscowość o długich dziejach oraz zamek sięgający korzeniami głęboko w przeszłość, także Muszyna i jej warownia mają swoje legendy.
Najstarszą legendą muszyńską jest ta dotycząca początków miejscowości. W dawnych czasach, gdy okolice porastały nieprzebrane lasy, uciekał Doliną Popradu król Muskat. Nie ma nigdzie wskazane, kim był ani czego się obawiał i dlaczego musiał w pośpiechu udawać się w stronę gór. Opowieść opisuje jednak dość dokładnie jego rycerzy – potężnych, wysokich tak, że mogli sobie podać ręce, stając na wzgórzach po dwóch stronach rzeki. Władali też łaciną, co każe sądzić, że byli wykształceni i pochodzili z zacnych rodów.
Gdy dotarli do miejsca, gdzie Muszynka wpada do Popradu, król zdecydował o postoju. Poczuł się wreszcie bezpieczny. A miejsce, gdzie mógł odpocząć, kazał nagrodzić przez założenie otoczonego murami miasta. Od jego imienia, Muskat otrzymało ono nazwę Muszyna.
Jednym z najważniejszych obiektów każdego średniowiecznego zamku była studnia. To dzięki niej możliwa była długa obrona wewnątrz murów, a dostęp do czystej świeżej wody zmniejszał ryzyko wybuchu epidemii. Biskupi krakowscy kazali w XV w. wykopać studnię na zamku w Muszynie podczas odbudowy warowni po pożarze. Próbowano drążyć ją w różnych miejscach, ale wody nie było.
W tym samym czasie w okolicach pojmano znanego zbójnika, który zgodnie z ówczesnym kodeksem miał być skazany na śmierć. Miejscowy ksiądz doradził jednak prowadzącemu prace nad studnią wójtowi, żeby lepiej kazał mu wykopać studnię i znaleźć wodę jako karę za występki. Zbój uniknął stryczka i zaczął pracę, drążąc litą skałę. Pracował tak 2 miesiące, nie wychodząc z wykopu. Spał w nim i jadł, a wody dokopać się nie mógł. Wszyscy myśleli, że tak czy tak przy tej robocie zastanie go śmierć. Gdy niemal stracił nadzieję, na dnie wykopu pojawiła się przed nim piękna dziewczyna, która przedstawiła się jako Studnica – opiekunka studni i bijącego w niej źródła. Przekazała mu, że Bóg odpuścił zbójowi jego winy, a w dowód tego następnego dnia w wykopie pojawi się woda. Ostrzegła jednak, że będzie to zjawisko bardzo gwałtowne. Kiedy zbój wstał rano, myślał, że wszystko to mu się śniło. Jednak, gdy tylko wbił kilof w skałę, trysnęła woda, która okazała się niezwykle smaczna. Miejscowi upatrują w niej pierwszego źródła mineralnego w Muszynie.
Niestety nie wiadomo, gdzie dokładnie biło, ponieważ studnię zasypano za czasów austriackich i do dziś nie udało się odnaleźć po niej choćby śladu.
Zamek w Muszynie ma też swoje legendy o skarbach. Pierwsza z nich twierdzi, że pod warownią są wielopiętrowe lochy, w których mieszczanie ukrywali w przeszłości swój majątek na wypadek wojen. Bogactw ma pilnować dziewczynka i chłopiec, którzy cały rok pozostają skamieniali oraz wojsko zamienione w kamień. Co roku, gdy biją dzwony w Niedzielę Palmową, chłopiec przekręca pierścień na palcu i wszyscy budzą się do życia, wyprawiając wielką ucztę. Gdy w końcu pierścień zsunie się z palca chłopca, rycerze ruszą pod Tatry, by połączyć się z wojami śpiącymi pod Giewontem. Każdy z nich otrzyma wówczas perłę z naszyjnika noszonego przez dziewczynkę.
Druga opowieść stwierdza z kolei, że drzwi do podziemnego skarbca mają otwierać się w Niedzielę Trójcy Świętej. Ten, kto wówczas jest na zamku, musi zmierzyć się z pokusą zagarnięcia skarbu. Wejście do podziemi jest bardzo ryzykowne, bo gdy tylko zabiją dzwony, wrota się zamykają i śmiałek zostaje uwięziony na wieki. Tak stało się z pewną kobietą, która wraz z dzieckiem znajdowała się na zamku. Zobaczywszy skarby, weszła do środka i zaczęła upychać je do kieszeni. Dzwony zabiły, ona rzuciła się do ucieczki, wybiegła, ale wewnątrz zostało dziecko. W rozpaczy za namową księdza zaczęła się modlić, co spowodowało uchylenie drzwi. Zobaczyła syna siedzącego na górze złota z jabłkiem w ręku. Nic mu się nie stało, co miało być dowodem, że dziecko nie zostanie ukarane za chciwość rodzica.